top of page

Zanim przejdziemy do tego, co czeka nas w październiku, cofnijmy się o 77 lat

Referendum to forma głosowania, która u swoich podstaw ma założenie, by pozwolić obywatelkom i obywatelom wypowiedzieć się w najważniejszych sprawach. To moment, w którym społeczeństwo może współdecydować o przyszłości państwa. Zaprzeczeniem tego jest referendum, które będzie miało miejsce 15 października.



Zanim jednak przejdziemy do tego, co czeka nas w połowie października, cofnijmy się o 77 lat. W 1946 roku miało miejsce referendum ludowe, zwane "trzy razy tak". Dlaczego? Wynikało to z haseł propagandowych, które zachęcały do pozytywnej odpowiedzi na trzy pytania umieszczone w referendum. Założeniem tego głosowania był sprawdzian popularności rządzących krajem komunistów oraz ich sojuszników. Ostatecznie referendum było symbolem manipulacji oraz fałszowania wyborów w powojennej Polsce.


Porównanie referendum 1946 do tego z 15 października 2023 roku nie jest przypadkowe. Już w spotach przedstawiających pytania referendalne mamy silną sugestię odpowiedzi, jakiej powinniśmy udzielić, biorąc udział w głosowaniu. I nie ma tu krzty złej woli z mojej strony. Wystarczy obejrzeć klipy, w których Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Beata Szydło i Mariusz Błaszczak mówią o tym, nad czym mają pochylić się Polacy w październiku.


W każdym z klipów widzimy dwa pola – tak i nie – przy pytaniu referendalnym. Z automatu zaznaczona jest odpowiedź "nie", która już na tym etapie sugeruje, podprogowo i wręcz propagandowo, która z odpowiedzi jest tą jedyną i właściwą. Mamy więc do czynienia z referendum "cztery razy NIE".


A to nie jest jedyny wątpliwy element tegoż referendum. Kolejny to same pytania. Pierwsze z nich, zaprezentowane przez prezesa PiS, brzmi: "Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?" Drugie z nich, zaprezentowane przez byłą premier, brzmi: "Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?" Trzecie, przedstawione w klipie przez ministra obrony narodowej, mówi: "Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?". Ostatnie, zaprezentowane przez premiera, brzmi: "Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?".


I tu dochodzimy do clue problemu. Pytania – a wszystkie mają tendencyjną formę i są użyte do podbicia partyjnego przekazu – zostały bowiem ułożone w taki sposób, aby rząd Prawa i Sprawiedliwości, pod płaszczykiem kampanii referendalnej, mógł prowadzić kampanię wyborczą. Kwestie, o które chce pytać PiS, dotyczą bowiem rdzenia tejże partii. Mamy tu na wstępie "wyprzedaż majątku państwowego". Ale także pytanie o wiek emerytalny, o którego podniesieniu teraz nikt nawet nie mówi. Wykluczona zostaje więc kwestia ważna w referendum, czyli zabieranie głosu w najbardziej ważkich obecnie sprawach.


Ponadto PiS umieścił dwa pytania zachodzące o temat uchodźców i bezpieczeństwa. Uchodźców, którzy od lat są wrogiem Prawa i Sprawiedliwości i którzy w poprzednich kampaniach byli instrumentalnie wykorzystywani. Sam Jarosław Kaczyński w 2015 roku mówił o "pasożytach i pierwotniakach", które mieliby oni przynosić do Polski.


Przypomnijmy, że do tej pory, w najświeższej historii Polski, przeprowadzono referendum dotyczące akcesji Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej (7-8 czerwca 2003). Wówczas frekwencja wyniosła 58,85 proc. (referendum było ważne i wiążące). Na 2005 rok było planowane kolejne referendum – tym razem w sprawie przyjęcia Konstytucji Unii Europejskiej, jednak w związku z odrzuceniem projektu traktatu w referendach we Francji i Holandii nie została podjęta decyzja o jego przeprowadzeniu. 10 lat później, 6 września 2015, odbyło się referendum w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, stosunku do dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz interpretacji zasad prawa podatkowego. Była to klęska referendalna, gdyż frekwencja wyniosła jedynie 7,8 proc. (referendum było ważne, lecz niewiążące, gdyż nie osiągnięto 50 proc. wymaganej frekwencji).


Dochodzimy tym samym do kolejnej istotnej kwestii związanej z tegorocznym referendum. Ważna jest tu bowiem kwestia samej frekwencji. Przy 50 proc. udziale referendum staje się wiążące, a to tym samym oznacza sukces jego organizatorów.


W tym momencie wielu z was zapewne zastanawia się, w jaki sposób wyrazić swój sprzeciw wobec tendencyjnemu referendum. Samo wyrażenie sprzeciwu i zagłosowanie inaczej, niż sugerują organizatorzy, nie jest jednoznaczne, gdyż wpisuje się w plany partii rządzącej, która chce zbić kapitał polityczny na referendum, które powinno być solą demokracji.


Brak udziału w referendum to powiedzenie "nie" tendencyjnym pytaniom, rasizmowi, ksenofobii i kształtowaniu rzeczywistości politycznej. Nie pójście do lokalu wyborczego nie jest dobrym wyborem. Wówczas rezygnujemy z możliwości oddania głosu w samych wyborach (przypomnijmy, że i referendum, i wybory odbywają się w tym samym dniu).


Jeśli nie chcemy wziąć udziału w politycznej rozgrywce partii rządzącej, po okazaniu dowodu osobistego musimy poinformować komisję, że chcemy głosować wyłącznie w wyborach do Sejmu i Senatu, odmawiamy za to udziału w referendum. Musimy poprosić, by członek/członkini komisji odnotował/a to na liście ze spisem wyborców – wystarczy, że dopisze "odmówił/a przyjęcia".


Pamiętajmy, że w akcie sprzeciwu nie powinniśmy podrzeć karty referendalnej. – Za zniszczenie lub uszkodzenie karty do głosowania w referendum grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności – przypomniał przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak. A jeśli już pobraliśmy kartę, tym samym formalnie wzięliśmy udział w referendum i zwiększyliśmy jego frekwencję. Należy zadać sobie pytanie, czy na pewno o to nam w tym referendum chodzi. Bo o co chodzi partii rządzącej – już możemy się domyślać.


Autorka:

Żaneta Gotowalska-Wróblewska – dziennikarka Wirtualnej Polski, socjolożka i politolożka. Publicystka, pisząca teksty społeczno-polityczne i kulturalne. W 2020 nominowana do nagrody Grand Press w kat. reportaż. Autorka podcastu "One mają głos".


DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page