top of page

Katarzyna Nowakowska: "Kobiety mówią, że polityka to nie ich świat. A my jesteśmy tam potrzebne!"

Katarzyna Nowakowska długo nie wierzyła w swoje polityczne kompetencje. Podobnie jak wiele innych kobiet sądziła, że się do tego nie nadaje, bo są inni, mądrzejsi, lepsi. Teraz… startuje w wyborach parlamentarnych i aktywizuje inne młode kobiety do publicznego działania. Co dało jej mocnego kopa? Projekt “Dziewczyny do polityki”, który ma jeden cel: włączyć więcej kobiet do świata polskiej polityki. Rozmawiamy z uczestniczką poprzedniej edycji projektu, polityczką i kandydatką Polski 2050, prywatnie matką trójki dzieci, Kasią Nowakowską.



Aleksandra Gersz: Dlaczego akurat polityka?


Katarzyna Nowakowska: Zawsze się nią interesowałam, lubiłam być na bieżąco z politycznymi wydarzeniami, dyskutować. Mówi się, że na spotkaniach rodzinnych nie powinno się rozmawiać o polityce, ale w moim domu naprawdę to uwielbialiśmy (śmiech). Polityka była ze mną od małego, ale nigdy nie planowałam do niej wchodzić i zapisywać się do partii.


Dlaczego?


Sądziłam, że inni zajmą się tym lepiej. I nigdy nie było ugrupowania, które pasowałyby mi w stu procentach. W wyborach prezydenckich w 2020 roku pojawiła się jednak kandydatura Szymona Hołowni, która odpowiadała mi w… 95 procentach. Postanowiłam więc się zaangażować w jego kampanię wyborczą: chodziłam od drzwi do drzwi, spotykałam się z mieszkańcami, rozdawałam na targach gazetki wyborcze, przekonywałam ludzi na przystankach.


I zostałaś.


I zostałam. Najpierw weszłam do stowarzyszenia, w którym odpowiadaliśmy na palące lokalne potrzeby: robiliśmy paczki świąteczne dla seniorów, organizowaliśmy integracje dla uchodźców z Ukrainy w Piotrkowie Trybunalskim, sprzątaliśmy świat. Dopiero potem wstąpiłam do partii Polska 2050 Szymona Hołowni, a niedawno podjęłam decyzję o starcie w tegorocznych wyborach parlamentarnych.


Ale jeszcze przed twoją kandydaturą był projekt “Dziewczyny do polityki”, który mobilizuje młode kobiety do działalności politycznej. Skąd się o nim dowiedziałaś?


Pisały o nim na Facebooku posłanki z różnych partii. Mimo że byłam już wtedy w Polsce 2050, chciałam poszerzyć swoje kompetencje. Wzięłam więc udział w rozmowie rekrutacyjnej, ale nastąpiła pomyłka w terminie i dziewczyny zadzwoniły do mnie akurat, gdy byłam na oddziale położniczym dzień po urodzeniu swojego trzeciego dziecka (śmiech). Rozmawiałam z nimi tydzień później z noworodkiem za ścianą i udało się.

Powiesz kilka słów o projekcie?


“Dziewczyny do politykidziewcz” składały się z części merytorycznej, która poszerzała naszą wiedzę oraz warsztatowej, podczas której uczyłyśmy się m.in. występować publicznie czy debatować. Jednak równie ważne, jeśli nie najważniejsze, było spotkanie innych uczestniczek. To najfajniejsza część tego projektu!


Wspierałyście się nawzajem?


Bardzo. Nic tak nie podbija pewności siebie, jak kompetentne kobiety, które się wspierają. Przede wszystkim przekonałam się jednak, że inne dziewczyny mają podobnie jak ja: czują, że nie pasują do świata polityki.


Wszystkie uczestniczki, niezależnie od poziomu wiedzy i kompetencji, miały poczucie, że są niewystarczające, za słabe. Dopiero gdy podzieliłyśmy się swoimi wątpliwościami, odkryłyśmy, że większość z nas czuje strach. Zrozumiałyśmy, że nie jesteśmy w tym same i możemy dawać sobie nawzajem oparcie.


Z tego wynika, że my, kobiety, wciąż nie wierzymy w siebie, szczególnie w świecie polityki. Jak myślisz, dlaczego tak jest?


Nie jestem psycholożką i nie chcę przesadzać, w jakim stopniu są to kwestie genów, a w jakim wychowania. To, co wiem na pewno, to fakt, że dziewczynki wciąż są wychowywane na grzeczne i cichutkie. Mają być ślicznymi kwiatuszkami, nie liderkami. Na jakimś etapie życia tracą wiarę w siebie, dlatego już od dzieciństwa potrzebują dodatkowego wzmocnienia i zachęty do publicznego działania.


Czyli dla Ciebie osobiście polityka to działanie?


Mam wrażenie, że do polityki można wejść na dwa sposoby. Albo możesz świadomie wstąpić do partii i piąć się po jej szczeblach, albo zaangażować się w jakieś działanie, ruch, stowarzyszenie. Z obserwacji wiem, że kobiety zwykle wybierają tę drugą ścieżkę i tak samo było ze mną: weszłam do polityki poprzez działanie.


Jak myślisz, dlaczego polityka aż tak bardzo nas, kobiety, przeraża?


Kobiety mówią, że albo się nie nadają, albo że to nie jest ich świat. Nie chcą wchodzić do polityki, która, ich zdaniem, jest brutalna i nieempatyczna. I rzeczywiście, często taka jest, ale to dlatego, że jest w niej zbyt mało kobiet. Jesteśmy potrzebne w polityce: mamy więcej otwartości i empatii, lepiej się komunikujemy, inaczej patrzymy na problemy.



Wiesz, co jest ciekawe? Kobiety lubią działać, a fundacje i ruchy okołopartyjne stoją działaczkami i liderkami, ale im głębiej i poważniej w politykę, tym jest ich mniej. Problem zaczyna się, gdy trzeba zapisać się do partii. To pierwsza granica, którą ciężko jest nam przekroczyć. Dalej są kolejne szczeble – start w wyborach samorządowych i w wyborach parlamentarnych – i kolejne opory. Na tych poziomach politycznych wciąż dominują mężczyźni.


Może oprócz lęku działa też tutaj myślenie: “tyle facetów jest w tym sejmie, ja tam nie pasuje”. Ciebie też zestresowała ta męska dominacja w parlamencie, zanim podjęłaś decyzję o starcie w wyborach?


Bardziej mnie zmobilizowała. To zabawne, ale gdy na poważnie zaczęłam zastanawiać się nad startem w wyborach, moja pierwsza myśl brzmiała: jestem za brzydka i mówię niewyraźnie. Druga: gdzie tam ja, na pewno są mądrzejsi ludzie. Żaden mężczyzna w ten sposób nie myśli, za to my, kobiety, zbyt często uważamy, że się nie nadajemy.

Ja sama nie bałam się niczego konkretnego, po prostu robiłam krok za krokiem.


Najpierw trzeba zapisać się do partii: ok, zrobione. Potem można wejść do lokalnej struktury organizacyjnej. Dobrze, damy radę, to tylko kolejny mały kroczek. Robiłam więc dalsze kroki i nie myślałam o wielkiej polityce czy ewentualnych wyborach. Powolutku szłam do przodu, co zaprowadziło mnie do miejsca, w którym teraz jestem. Praca i działanie. W tym wszystkim bardzo zresztą wspierali mnie i wspierają bliscy, w tym mój kochany mąż, który często opiekuje się dziećmi.


A dlaczego ostatecznie postanowiłaś kandydować?


Weszłam do polityki i startuję w wyborach, bo chcę zmieniać, co mogę w tym kraju, tak żeby moim dzieciom i nam wszystkim żyło się po prostu lepiej. Zmęczyli mnie politycy, którzy zamiast zastanowić się, co będzie najlepsze dla ludzi, podejmują decyzje chaotycznie i kierując się swoim własnym interesem. Którzy obiecują i kłamią na zmianę, a obywateli ignorują.


A ja chcę reprezentować i zadbać o potrzeby swoje i swoich sąsiadów – nowoczesną, bezpieczną szkołę bez korepetycji, naprawdę bezpłatną ochronę zdrowia, opiekę okołoporodową, której kobiety się nie boją. A to najlepiej zrobić bezpośrednio.


Czy jako polityczka i była uczestniczka “Dziewczyn do polityki” próbujesz teraz aktywizować inne kobiety?


Jest wiele kobiet, które naprawdę byłyby świetnymi polityczkami: mają kompetencje, wiedzę i robią naprawdę świetne rzeczy. Dlatego chcę je włączać do polityki, zachęcać, aby działały, występowały na konferencjach, zapisywały się do partii. Jest dużo obszarów politycznych, w których potrzeba kobiet i wcale nie ma przymusu wychodzenia poza swoją strefę komfortu. Nikt nie każe występować na każdym kongresie, ale możesz robić coś naprawdę merytorycznego, ważnego i potrzebnego.


Obecnie trwa kolejna edycja projektu, tym razem “Dziewczyny do polityki lokalnej”, które aktywizują kobiety do udziału w wyborach samorządowych 2024. To też świetna okazja dla działaczek.


Tak, zachęcam! Wiem, że my, kobiety, jesteśmy mądre, kompetentne i mocne w swoich dziedzinach, nawet jeśli wcale tak nie uważamy. Podkreślę jednak, że w polityce wcale nie chodzi o to, żeby kobiety od razu były super ekspertkami w każdej dziedzinie. W polityce chodzi o zajmowanie się tym, co jest dla nas ważne i zmienianie tego, co chce się zmienić, a nie o bycie nieomylnym nadczłowiekiem.


To bardzo ważna perspektywa, bo chyba sporo kobiet uważa, że nie wejdzie do polityki, dopóki nie zrobi dziesiątek kursów i szkoleń.


Tak, chcemy być od razu świetne w wystąpieniach publicznych, debatowaniu, energetyce, finansach, ochronie środowiska, i tak dalej, i tak dalej. To po prostu niemożliwe, a przecież wcale nie każdy mężczyzna w polityce jest ekspertem od wszystkiego.


A co powiedziałabyś kobiecie, która wciąż waha się, czy wejść do świata polityki?


Bój się i rób to. Jeśli ciągnie cię do polityki i traktujesz ją jako narzędzie do zmian, o które walczysz, porozmawiaj z jakąś polityczką, weź udział w programie “Dziewczyny do polityki”, zaangażuj się w lokalne działania. Otwórz te drzwi i odkryj, co się za nimi kryje. Jest ok? To zrób pierwszy krok za próg. Nie jest? Zawsze możesz się wycofać. Najważniejsze, żebyś sama sprawdziła, czy diabeł taki straszny, jak go malują. Wszyscy się boimy, polityczki i politycy też. Po prostu działaj.


Rozmawiała Aleksandra Gersz


Comments


DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page