top of page

Jaka jest atmosfera w Sejmie przed wyborami? Zdradza Zuzanna Kicińska z kampanii #mamwybór

Wejście do środka Sejmu po raz pierwszy było dla mnie czymś niepowtarzalnym. Miejsce, o którym dotychczas czytałam w gazetach, czy oglądałam w telewizji, nagle stało się dla mnie otwarte, dzięki uprzejmości posłanek z Lewicy.



Byłam bardzo podekscytowana, że dla osoby młodej takiej jak ja, to miejsce też jest dostępne i że razem z kampanią „Mam wybór” możemy tu tworzyć nasze materiały edukacyjne. Jednak moje pozytywne odczucia na temat Sejmu nie przetrwały następnej godziny. Porównałabym to miejsce do mrowiska – każda osoba ma swoje określone zadanie i musi je wykonać. Dlatego oprócz nas, aktywistek, na sejmowych korytarzach było wielu dziennikarzy i dziennikarek, polityków i polityczek, straży marszałkowskiej, wycieczek seniorów i szkolnych, pracowników.




Każdy gdzieś się spieszył, każdy miał w ręku telefon, każdy załatwiał ważne sprawy. Jestem w stanie zrozumieć, że obrady Sejmu są bardzo chaotycznym przedsięwzięciem, jednak bardzo chciałam, żeby to wszystko dało się spowolnić. Momentami bardzo trudno było nam rozmawiać z posłami i posłankami, których wypowiedzi potrzebowałyśmy do naszych materiałów, ponieważ żyli w biegu, obiecywali, że wrócą i pozwolą się nagrać, ale już od ich własnego sumienia zależało, czy faktycznie się z obietnicy wywiążą.


Sejm to też główne miejsce politycznych performansów i prowokacji. Byłam świadkiem sytuacji, w której posłowie różnych partii wymienili się nieprzyjemnościami na korytarzu, bo jeden zasłonił drugiego w trakcie nagrywania. Takie sytuacje zdarzały się też bardzo często na sali sejmowej. Słowa pełne obrazy i nienawiści na porządku dziennym padają z mównicy. Niektórzy traktowali swój mandat jako żart i specjalnie unieważniali swój głos w trakcie głosowań. Czasem, w trakcie posiedzenia, osobom poselskich zdarzało się zasnąć, co było dla mnie nie do zrozumienia.




Na sejmowych korytarzach widać też, gdy coś nie idzie po myśli. Widać po zestresowanych posłach i posłankach, że ich partia popełniła błąd, są spięci. Przy ustalaniu list wyborczych było to widać najlepiej. Niezadowolenia ze swoich miejsc na listach nie okazywali otwarcie, ale dosyć łatwo dało się wywnioskować, kto jest szczęśliwy ze swojej pozycji, a kto nie. Przez te kotłowane emocje, było nam trudniej wyciągnąć coś poza szablonowymi odpowiedziami i wymuszonymi uśmiechami.


Nawet jeżeli emocje w Sejmie są trudne, a atmosfera ciężka, trzeba docenić tych, którzy na posiedzeniu byli. Mimo że powinno to być „bare minimum”, są osoby poselskie, które na obradach się nie zjawiają lub nie zadają pytań, nie biorą udziału w debacie, a ich pensje są przecież wypłacane z pieniędzy podatników. Przy najbliższych wyborach warto wziąć pod uwagę dotychczasowe zaangażowanie kandydata czy kandydatki w Sejmie, nawet jeżeli będzie chodziła na posiedzenia z fałszywym uśmiechem, to przynajmniej spełni obowiązek wynikający z jej mandatu.


Autorka: Zuzanna Kicińska

Comments


DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page