top of page

Hasła o świeckiej szkole możemy włożyć między bajki. Na katechezę wydajemy miliardy złotych

Historia lekcji religii w szkolnych ławkach sięga jeszcze czasów, gdy Polska nie była wolnym krajem. Model realizowania katechezy w szkołach, który ukształtował się na początku XX wieku, jest w szkołach aktualny do dziś. Choć uczniowie masowo wypisują się z zajęć, a zainteresowanie świecką etyką jest duże, próżno szukać odpowiedzi na te potrzeby ze strony państwa.




Zgodnie z art. 120 konstytucji marcowej z 1921 roku religia była przedmiotem obowiązkowym aż do 1945 roku, kiedy władze socjalistycznej Polski zaczęły ograniczać wpływy Kościoła. Jako przedmiot zniknęła w 1961 roku, lecz jeszcze przez 20 lat lekcje religii kontrolowane były przez władzę – nauczanie odbywało się m.in. w punktach katechetycznych, które trzeba było zarejestrować.

Wielki powrót katechezy do szkół nastąpił, gdy Polska stała się krajem demokratycznym. Z prostego powodu – w bezkrwawej rewolucji, jaką był Okrągły Stół, Kościół katolicki odegrał kluczową rolę.

Teoretycznie mogłoby się wydawać, że wszystko jest w porządku. Chodzi, kto chce i nikt nie ma prawa oceniać indywidualnych decyzji. Właśnie – teoretycznie.

O podręcznikach, obyczajach i stygmatyzacji Przede wszystkim „przez zasiedzenie” ostały się w szkołach zasady, które wyraźnie łamią prawo o wolności wyznania. Ponieważ religia jest przedmiotem fakultatywnym, jeśli dziecko ma w nim uczestniczyć, należy je na nie zapisać. Tak podpowiadałaby logika i prawo.

Tymczasem w bardzo wielu szkołach trzeba się postarać, by na religię nie trafić. W szkołach nadal praktykowane jest podpisywanie oświadczeń o NIEuczestniczeniu w zajęciach. Nierzadko ma to formę jawnej deklaracji podczas pierwszego spotkania dla rodziców. Co więcej, jeśli dziecko nie chodzi na religię, a odbywa się ona między innymi lekcjami, musi tę godzinę lekcyjną spędzić na świetlicy, a czasem nawet i… na religii. Fundacja Wolność od Religii nagłaśniała przypadki, w których na początku roku szkolnego, zanim szkoły zebrały wszystkie deklaracje i organizowały pracę świetlicy, wszyscy uczniowie wysyłani byli na katechezę, bo błąkanie się po korytarzach jest niewskazane.

Wspomniana fundacja od kilku lat walczy z nierównością wśród uczniów, na którą zgadza się polski system edukacji. Ima naprawdę dużo roboty. Ksiądz na studniówce, proboszcz święcący nową salę gimnastyczną, obowiązkowe jasełka, rozpoczęcie roku szkolnego w kościele, krzyż wiszący obok godła w każdej szkolnej sali, dziesiątki zgłoszeń o niezgodnym z prawem egzekwowaniu od rodziców decyzji o uczestnictwie dziecka w katechezie. Nie wspominając o chrześcijańskich wartościach wpisanych w szkolne statuty.

Kolejna sprawa to podręczniki i program nauczania. Pisaliśmy już o nadużyciach w treści podręczników do HiT-u, w których poza błędami merytorycznymi, wolnymi interpretacjami postaw współczesnej opozycji i festiwalem bzdur o zamachu w Smoleńsku, czy ekologii pojawiły się też informacje o bezwzględnych atakach lewicy na pamięć o papieżu Polaku, straszenie epidemią homoseksualizmu i sugestie, że zwolennicy aborcją są jak Adolf Hitler.

W poprzednich latach głośno było również m.in. o podręczniku do języka polskiego pt. „Jutro pójdę w świat”, z którego dzieci mogły dowiedzieć się, dlaczego należy świętować dzień Boży, a ci, którzy tego nie robią, są godni potępienia, że Pismo Święte jest dziełem boskim, a przy okazji poznają homilię Jana Pawła II i kilka religijnych pieśni. Choć fundacja Wolność od Religii interweniowała w sprawie treści zawartych w podręczniku do Ministerstwa Edukacji i Nauki, nie otrzymała odpowiedzi.

Z perspektywy czasu nie sposób nie odnieść wrażenia, że wołania o uszanowanie Konwencji Praw Dziecka i Konstytucji lecą w próżnię. A może i nawet zaostrzają apetyt na zmiany prawicy, która zdaje się z czułością pielęgnować relacje z Kościołem. To za czasów ministra Czarnka pojawił się m.in. pomysł, by religia stała się przedmiotem obowiązkowym. Szczęśliwie nie wypalił.

O programie nauczania i wykluczeniu Kilka lat temu dużą popularność w sieci zyskał mem przedstawiający szkolną tablicę, na której wylistowane były wszystkie przedmioty z programu nauczania 8-letniej szkoły podstawowej razem z liczbą godzin w planie lekcji według programu. Stworzyli je w 2019 roku dziennikarze Konkret24 na podstawie rozporządzenia MEN. Zestawienie szokowało, bo na 16 przedmiotów religia zajęła piąte miejsce. 950 lekcji języka polskiego, po 760 matematyki i wf-u, 722 języków obcych i 608 lekcji religii. Historii jest prawie o połowę mniej, a geografii i biologii raptem po 190 godzin.

– Uważam, że jeśli ktoś chce uzyskać wiedzę z zakresu religii, którą wyznaje, powinien mieć taką możliwość. Na tym polega wolność i pluralizm światopoglądowy, by szanować taką potrzebę. Marzy mi się świat, w którym możemy z dumą mówić o swoim światopoglądzie, a także o nim dyskutować z innymi. Problem zaczyna się, gdy wolność do poznawania własnej religii narusza wolność osób o innych światopoglądach. Niestety tak się zdarza, gdy katecheza jest przedmiotem szkolnym, nad którym Państwo nie ma żadnej merytorycznej kontroli. Nie jest rolą szkoły świeckiej organizacja wydarzeń o charakterze religijnym. W ten sposób wykluczamy dzieci niereligijne, a wykluczenie naprawdę boli – mówi w rozmowie z Do:łącz Krystian Karcz, nauczyciel etyki, filozofii, wiedzy o społeczeństwie i edukacji dla bezpieczeństwa.

I dodaje: – W szkole powinno być miejsce na edukację świecką, w której każdy może być sobą. Z kolei w miejsce religii i etyki widziałbym „Filozofię z elementami religioznawstwa” od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

Etyka jako przedmiot została potraktowana przez program nauczania jako alternatywa dla katechezy. Jednak biorąc pod uwagę to, czym jest nauczanie etyki, nie ma tutaj miejsca na takie postrzeganie sprawy. – Katecheza odbywająca się w szkołach ma za zadanie nie tylko dać wiedzę o tej religii, ale wskazać pewien odgórnie wytyczony kierunek. Z kolei etyka jako część filozofii nie podaje gotowych, odgórnie zaplanowanych odpowiedzi – raczej wskazuje kierunki rozwoju, które umożliwiają stanie się lepszym człowiekiem – wyjaśnia nauczyciel. Etyka w szkole to nadal rzadkość, choć w ciągu ostatniej dekady odnotowano „boom” na ten przedmiot. Jak podaje TVN24: „W roku szkolnym 2012/2013 lekcje etyki odbywały się w 1276 szkołach, ale po 2014 roku zaczęło ich wyraźnie przybywać. Rekord padł w roku szkolnym 2016/2017, gdy zajęcia z etyki prowadziły 3984 placówki”. W 2019 roku było ich 2964, jednak spadek tej liczby nie wynikał z mniejszego zainteresowania przedmiotem, a zmianą systemową – zlikwidowano gimnazja, więc w systemie ubyło szkół. Niemniej 2964 to nadal ułamek. Samych szkół podstawowych jest w Polsce ponad 14 tysięcy.

Skąd zatem tak trudny dostęp do etyki? Jak się okazuje, wynika to po prostu z tego, że zajęcia etyki traktuje się drugoplanowo.

– Zwykle szkoły najpierw tworzą plan lekcji z uwzględnioną religią, a dopiero potem pytają, czy ktoś chciałby chodzić na etykę. Na etykę w planie lekcji brakuje już miejsca, powstają grupy międzyoddziałowe. Dzieci muszą czasami czekać na etykę kilka okienek. W takich warunkach organizacyjnych nawet najbardziej zdeterminowane dzieci często się wykruszają. Na pewno jest też tak, że etyka w szkole to duże wyzwanie i dodatkowy koszt. A wyzwań i kosztów w codziennej pracy dyrektorów szkół nie brakuje.



Równolegle do tego ta inwestycja się zwraca. Z każdym rokiem otrzymuję informacje zwrotne od rodziców i nauczycieli, że osoby uczniowskie po moich zajęciach są bardziej aktywne na innych lekcjach, chętniej zabierają głos podczas dyskusji. Stają się bardziej ciekawskie i częściej zadają pytania – wyjaśnia Krystian Karcz. W planie lekcje etyki zostają rozsiane na kilka godzin przez kilka dni. Taka oferta pracy jest nie do przyjęcia. Z tego powodu najczęściej na nauczyciela etyki typuje się osoby wśród kadry. Zdarza się, że są to osoby bez żadnego przygotowania w tym kierunku.

– To nie jest prawda, że wystarczy być humanistą, by uczyć etyki. W praktyce to bardzo trudny przedmiot do poprowadzenia. Wymaga wiedzy i kompetencji z dziedziny filozofii, dużej otwartości, zaangażowania. Trzeba być również świetnym pedagogiem. Nauczyciel etyki w szkole podstawowej musi być kompetentny do pracy z klasami od 1 do 8. Z kolei nauczyciel etyki w liceum musi być mówcą, który porywa tłumy i to wymęczone, bo lekcje w szkole średniej kończą się późno. Mała liczba ofert pracy nie motywuje, by kształcić się w tym kierunku. Nie ma nauczycieli, bo nie ma ofert, a nie na odwrót – mówi nauczyciel.

Rozwiązanie tego problemu jest zdaniem Krystiana Karcza proste: należy znaleźć specjalistę, a potem włożyć etykę w plan lekcji. – Pasjonujące zajęcia, dobrze zorganizowane z ekspertem zawsze są hitem w szkole, bo na etyce opieramy się o doświadczenie bliskie osobom uczniowskim, pytaniom, które wypływają z naturalnej ciekawości i kompetencjach przyszłości, tzw. 4K: krytyczne myślenie, komunikacja, kreatywność i kooperacja. Tak zrobiliśmy w Publicznej Szkole Podstawowej Cogito w Poznaniu. Mam na etyce pełne sale – dodaje nauczyciel.

Ile kosztuje religia w szkołach Na stronie akcji Cena religii przygotowanej przez inicjatywę Świecka Szkoła znajduje się interaktywna mapa, z której dowiemy się, jakie kwoty wydaliśmy na katechezę w poszczególnych regionach w roku szkolnym 2019/2020 roku. Przykładowo w Warszawie to 48 mln zł rocznie. Łącznie na religię wydajemy z budżetu państwa przynajmniej 1,5 mld złotych rocznie.

Czy to dużo? Trudno jednoznacznie ocenić. Z jednej strony to mały ułamek całego budżetu państwa (w 2019 roku wyniósł on ponad 400 mld złotych), z drugiej sam fakt, że płacimy za lekcje konkretnej religii, nie tej, którą sami możemy wybrać, z własnej kieszeni, a program nauczania tego przedmiotu pozostaje poza kontrolą Ministerstwa, jest absurdem.

Ministerstwo Edukacji i Nauki w bieżącym roku chwaliło się, że subwencja oświatowa wynosi „rekordowe 64,4 mld zł”. To o 11,1 mld więcej niż rok wcześniej i więcej niż łączny koszt subwencji oświatowej w latach 2008-2015. Nasz rząd przedstawia jako sukces fakt, że od 2016 r. subwencja oświatowa wzrosła o 60 proc. Brzmi dumnie, tylko co z tego, skoro to mniej więcej tyle, ile trzeba dorzucić do górki, by zrównoważyć wartość złotówki, którą w tym okresie pożarła inflacja.

Dodając do tego fakt, że katecheta w szkole zarabia mniej więcej tyle samo, co nauczyciel mianowany (drugi stopień – między dyplomowanym a początkującym), a w swojej pracy ma znacznie mniej obowiązków, hasła wolnej świeckiej szkole możemy włożyć między bajki.




Autorka: Ewa Bukowiecka-Janik

Zdjęcie: Unsplash/Jonathan Dick

DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page