Różowa Skrzyneczka. Realna potrzeba, symbol walki z ubóstwem menstruacyjnym i sygnał, że dopiero rozkręcamy się w dyskusji o miesiączce, która w polskim społeczeństwie długo była tematem tabu. Dziewczyny z fundacji rozbijają je w proch, a dziś nie wyobrażamy już sobie publicznej łazienki bez darmowych podpasek. Jak im się to udało w niecałe cztery lata i dlaczego nie chodzi jedynie o darmowe tampony? Rozmawiamy z Ewą Szymerą, współzałożycielką Różowej Skrzyneczki.
Aleksandra Gersz: Dziś zna ją prawie cała Polska, ale jak narodziła się Różowa Skrzyneczka?
Ewa Szymera: Pomysłodawczyniami całej koncepcji Różowej Skrzyneczki są siostry, Ada Klimaszewska i Natalia Ratyńska. Kilka lat temu do Natalii podeszła Lena, dziewczyna w kryzysie bezdomności, która poprosiła ją o wsparcie. Natalia zaczęła wówczas zastanawiać się, jak osoba bez stałego miejsca zamieszkania, radzi sobie z miesiączką. Wraz z Adą wpadły więc na pomysł jadłodzielni, czyli szafeczki, w której można dzielić się nadmiarowym jedzeniem, ale dla produktów menstruacyjnych. W grudniu 2019 zawisła we Wrocławiu pierwsza różowa skrzyneczka, jako Fundacja zarejestrowane zostałyśmy w czerwcu 2021, a dziś skrzyneczki pojawiają się już w całym kraju.
Czyli to reakcja na ubóstwo menstruacyjne w Polsce?
Od tego wyszłyśmy, ale nasza koncepcja rozszerzyła się od ubóstwa i wykluczenia menstruacyjnego na dostępność podpasek i tamponów dla wszystkich, niezależnie, czy kogoś stać na zakup środków menstruacyjnych, czy nie. Okres dotyczy połowy populacji i wszędzie może nas zaskoczyć. Dlatego różowe skrzyneczki w publicznych łazienkach działają na zasadzie: weź, jeśli potrzebujesz i zostaw, jeśli masz więcej. Oczywiście nie musi to być stricte różowa skrzyneczka, ale po prostu koszyczek czy pudełko. Grunt, żeby podpaski i tampony były po prostu dostępne.
Dzisiaj krzywo patrzy się już na miejsca, w których nie ma różowych skrzyneczek.
Tak! Wcześniej w temacie miesiączki działała już Akcja Menstruacja, ale Różowa Skrzyneczka rzeczywiście stała się symbolem walki z ubóstwem menstruacyjnym i wprowadziła miesiączkę na salony. W tym momencie w dobrym tonie jest posiadanie skrzyneczki w szkołach, muzeach, kinach, teatrach, a nawet urzędach miejskich i kancelariach prawnych. To niesamowicie nas cieszy.
Opowiem anegdotę: moja znajoma stała w kolejce w kinie we Wrocławiu, a stojąca przed nią dziewczyna zapytała, czy w łazienkach jest różowa skrzyneczka. Gdy pracownik odpowiedział, że niestety jej nie mają, zdziwiona dziewczyna odpowiedziała: “Ale jak to? Myślałam, że dzisiaj wszędzie są różowe skrzyneczki”.
Ale zakładam, że początki wcale nie były łatwe?
Początki był silnie oddolne i rozproszone, bo nie od początku Różowa Skrzyneczka funkcjonowała jako fundacja. Zazwyczaj spotykałyśmy się online, bo jesteśmy – a jest nas dziś łącznie siedem – z Wrocławia i Warszawy. Kiedy siostry wcieliły pomysł w życie i założyły stronę na Facebooku, napisały o Różowej Skrzyneczce na jednej z grup. Napisałam wówczas do Ady i Natalii, czy mogę dołączyć. Odpowiedziały, że jak najbardziej, bo potrzebują rąk do pracy i… zostałam na dłużej (śmiech).
Bywało ciężko. Początkowo same pisałyśmy albo chodziłyśmy do placówek, w których naszym zdaniem skrzyneczka byłaby potrzebna. Dziś jesteśmy zalewane przez miejsca, które chcą zakupić skrzyneczkę lub otrzymać ją w prezencie, bo mamy różne możliwości jej pozyskania. Mamy w tym momencie ponad 12 tysięcy Różowych Skrzyneczek, a ta liczba rośnie lawinowo z dnia na dzień. Jednak najtrudniejsza nie była sama praca, a mierzenie się z hejtem.
Co słyszałyście?
Po co to robicie, o co w ogóle wam chodzi, to jest zupełnie niepotrzebne, bo podpaski kosztują 3-4 złote (według cen sprzed kilku lat). Okres? To taka intymna, wstydliwa sprawa, po co to wyciągacie. Było niedowierzanie, lekceważenie, wyśmiewanie. Najbardziej bolały komentarze kobiet, które krytykowały nas, że mówimy głośno o okresie i ubóstwie menstruacyjnym. Przecież “kiedyś trzeba było sobie dawać jakoś radę”. I o to właśnie Różowej Skrzyneczce chodzi: my kobiety zawsze sobie radzimy, ale to nie jest kwestia dawania sobie „jakoś” rady, ale życia i menstruowania w godnych i ludzkich warunkach.
Było ciężko, ale jednocześnie widziałyśmy, że ze skrzyneczek znikają podpaski i pojawiają się nowe, co dodawało nam skrzydeł do działania. I wciąż dodaje, bo hejt, choć mniejszy, wciąż dzisiaj jest, głównie online. Dalej zdarzają się obraźliwe komentarze lub akcje, jak #PodpaskiDlaSyrenki, kiedy panowie na Twitterze umawiali się, aby spuszczać podpaski i tampony z różowych skrzyneczek w toaletach. W końcu zrezygnowali, bo chyba ktoś łaskawie poinformował ich, że to niszczenie mienia publicznego – podpaski i tampony zapychają toalety. Dlatego, osoby, które to czytacie, pamiętajcie: nie spuszczamy podpasek lub tamponów w toalecie.
Hejt hejtem, ale osiągnęłyście sukces w relatywnie krótkim czasie, prawda? Od grudnia 2019 roku minęły niecałe cztery lata. To naprawdę imponujące.
Też jesteśmy w szoku! Piękne jest to, że w tematach miesiączki oraz wykluczenia i ubóstwa menstruacyjnego działają też inni: Akcja Menstruacja, Fundacja Widzialne i organizacje zrzeszone pod szyldem Okresowa Koalicja. Myślę jednak, że gdybyśmy nie trafiły na podatny grunt w społeczeństwie, to nie odniosłybyśmy aż takiego sukcesu. Wydaje mi się, że trochę nieświadomie odpowiedziałyśmy na niewysłowione potrzeby Polek i Polaków.
W sensie?
Długo nie rozmawialiśmy o miesiączce, bo wstydziliśmy się tego tematu, a dziś “bum!”. Wszyscy chcą mieć różową skrzyneczkę. Nieważne po której stronie politycznego spectrum; niezależnie, czy szkoła prywatna, parafia, szpital, ośrodek w kryzysie bezdomności czy oddział dla osób uzależnionych. Może to naiwne i zbyt optymistyczne myślenie, ale chcemy wierzyć, że skrzyneczka łączy nas w tych trudnych czasach. W końcu z fizjologią nie ma co dyskutować, bo ona nie patrzy na poglądy polityczne: miesiączkowałyśmy, miesiączkujemy i miesiączkować będziemy.
Czyli polskie społeczeństwo w końcu otwiera się na miesiączkę?
Tak, dostrzegamy naprawdę dużą zmianę. Czytamy pozytywne komentarze i maile o Różowej Skrzyneczce, dostajemy telefony nawet od starszych osób, które odpowiadają nam o swoich doświadczeniach. W naszym społeczeństwie ewidentnie jest potrzeba rozmawiania o miesiączce, a Różowa Skrzyneczka stała się dla nas, Polaków, katalizatorem do dyskutowania o najbardziej wstydliwych i skrywanych tematach. Może niedługo będziemy rozmawiać otwarcie również o seksualności? Bardzo na to liczę.
Jak myślisz, dlaczego miesiączka tak długo była tematem tabu w Polsce?
Wszystko, co kojarzone jest z kobiecością, jest okryte grubą warstwą wstydu. Gdy kupujemy w supermarkecie papier toaletowy, to raczej się z nim nie chowamy. Nie pakujemy go szybko do torby i nie uciekamy od kasy. Tymczasem gdy idziemy zmienić podpaskę w szkole lub w pracy, chowamy je do rękawa. Co, jeśli ktoś nas zobaczy? Cały czas podświadomie się tego wstydzimy.
Ubóstwo menstruacyjne kojarzy się z brakiem środków na zakup podpasek czy tamponów, ale jest również rezultatem braku dostępu do rzetelnej wiedzy o miesiączce i własnym ciele. U prawie połowy polskich rodzin wciąż nie rozmawia się o okresie, a w szkole miesiączka jest traktowana bardzo technicznie. Mówi się o niej na lekcjach biologii lub wychowania do życia w rodzinie w zajęciach dzielonych na chłopców i dziewczynki, żeby, broń Boże, chłopcy niczego nie dowiedzieli się o okresie. To nie pomaga w zniesieniu tabu, które przekazywane jest z pokolenia na pokolenie.
Różowa Skrzyneczka pomaga znieść to tabu. Naprawdę robicie niesamowitą robotę.
Ciężko wskazać matkę sukcesu Różowej Skrzyneczki. Jej fenomen opiera się na sile lokalnych społeczności, które podchwyciły ten pomysł i zaczęły go realizować w regonie, rejonie, nawet na osiedlu czy własnym płocie. Różowa Skrzyneczka jest pięknym przykładem tego, co może się stać, gdy damy lokalnym społecznościom narzędzia do punktowego działania.
Myślę, że Różowa Skrzyneczka jest połączeniem tej pasji do działania oddolnego z zainteresowaniem miesiączką rozumianą nie tylko jako krwawienie, ale również zdrowie ginekologiczne oraz sztuka kobieca i profeministyczna. Na naszych social mediach i stronie internetowej nie mówimy tylko i wyłącznie o dostępie do podpasek, ale o szeregu innych okołomiesiączkowych tematów. Miesiączka dotyczy nas wszystkich, czy tego chcemy, czy nie. Bez cyklu menstruacyjnego zwyczajnie by nas nie było. Ta dyskusja o okresie tak naprawdę dopiero się zaczęła i nie zamierzamy jej kończyć.
Mówiłaś o Waszych działaniach na początku istnienia Różowej Skrzyneczki, a jak Wasza praca wygląda dzisiaj?
Jako Różowa Skrzyneczka nie czerpiemy żadnych korzyści ze sprzedaży skrzyneczek, bo ani ich nie produkujemy, ani ich nie sprzedajemy. Robi to polska firma Supron, na której stronie można złożyć zamówienie. My śledzimy, kto je zamówił, dodajemy kolejne punkty do mapki, dostajemy bardzo dużo próśb o wsparcie w uzupełnianiu skrzyneczki. Nasze domy są wypełnione po brzegi kartonami z podpaskami i tamponami, które ślemy dalej w świat.
Ostatnio rozszerzyłyśmy nasze wsparcie dla osób uchodźczych, głównie dla uchodźczyń z Ukrainy. Aktywnie działamy też na polu edukacyjnym, nie tylko w sferze miesiączkowej, ale również w temacie zdrowia ginekologicznego. Pracujemy z fantastycznymi ekspertami i ekspertkami, z którymi uczymy wrażliwości na własne ciało, przypominamy o profilaktyce: cytologii, badaniach piersi. Staramy się dostosowywać naszą ofertę edukacyjną do potrzeb m.in. osób głuchych, neuroróżnorodnych czy osób z niepełnosprawnościami.
Oprócz tego współpracujemy również z organizacją Nasz Rzecznik i z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Razem z Okresową Koalicją złożyłyśmy w Sejmie projekt ustawy, która jeśli przejdzie, gwarantowałaby darmowy dostęp do podpasek i tamponów w polskich szkołach.
To reakcja na słowa ministra edukacji Przemysława Czarnka?
O tym, że podpaski i tampony w szkołach są potrzebne, wiemy już od dawna. Potwierdzają to nie tylko statystyki, ale również doświadczenia osób z naszego otoczenia. O ile problem ubóstwa menstruacyjnego nie jest już przez rządzących czy włodarzy góry negowany, to wciąż brakuje chęci, aby proaktywnie mu zapobiegać. Tymczasem aż 21 procent nastolatek wyznaje, że zdarza im się opuszczać lekcje podczas okresu, bo nie mają podpaski.
Rodzice, którzy nie kupują dziecku podpasek? Często słyszymy, że to promile, patologiczne sytuacje, gdy opiekunowie wolą kupić wódkę. To nieprawda. Ja pochodzę z tzw. dobrego domu, a nie mówiło się u nas o miesiączce, nie dostałam podpasek i musiałam zdobywać je pokątnie tak jak wiele moich koleżanek. To realny problem, dlatego Rzecznik Praw Obywatelskich za naszą prośbą napisał w tej sprawie pismo do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Pan minister stwierdził jednak, że to wcale nie takie ważne, a jeżeli szkoła chce mieć podpaski lub tampony, to jak najbardziej może, ale we własnym zakresie.
Dlatego stworzyłyście akcję “Ja też kiedyś przeciekłam”?
Tak, apelujemy o darmowe środki menstruacyjne w szkołach. Zachęcamy do podpisywania petycji i dzielenia się z nami swoimi szkolnymi okresowymi historiami, które zbierzemy i (po raz drugi) wyślemy do ministra Czarnka. Ale żeby nie było za smutno: dzięki interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich najprawdopodobniej uda się w przyszłym roku obniżyć stawkę VAT na kubeczki menstruacyjne na 5 proc.
To świetnie, gratuluję! Czyli macie pełne ręce roboty.
Gdy czytamy lub słyszymy, że Różowa Skrzyneczka uratowała komuś dzień, widzimy, że nasza praca naprawdę ma sens. Nasza i osób skupionych wokół Różowej Skrzyneczki. To fantastyczne, że tak wiele osób i firm chce nas wspierać. Zapotrzebowanie na skrzyneczki jednak lawinowo rośnie: nie tylko z powodu rosnącej popularności fundacji, ale również wzrostu kosztów życia z powodu inflacji i wojny. To smutna rzeczywistość: coraz częściej osoby menstruujące muszą wybierać między chlebem a podpaską.
Same nie jesteśmy w stanie pokryć bieżących kosztów, dlatego w tym miejscu chciałabym zachęcić do wspierania naszych działań. Podpaski, tampony, kubeczki i majtki menstruacyjne, warsztaty menstruacyjne (na które jest coraz więcej chętnych, co niesamowicie nas cieszy): nasze potrzeby są nieograniczone i rosnące. Jesteśmy wdzięczne za każde wsparcie i darowiznę.
Jakie plany na przyszłość ma Różowa Skrzyneczka? Jakie marzenia?
Mamy ich bardzo dużo. Naszym największym marzeniem jest przepchnięcie ustawy o dostępności do produktów menstruacyjnych w szkołach. Trzymajcie kciuki! Ale marzymy również o otwieraniu Różowych Punktów w całym kraju: byłyby to miejsca warsztatów i spotkań, w których można rozmawiać, edukować, wymieniać się doświadczeniami, wspierać podpaskami i tamponami potrzebujące osoby. W przyszłym roku startujemy też z projektem edukacyjnym Akademia Menstruacji, który będzie edukacyjną przestrzenią online poświęconą tematom okołomiesiączkowym. Bardzo nas cieszy ten projekt, ale na razie nie mogę zdradzić szczegółów.
Trzymam mocno kciuki. A na koniec pytanie, którego nie mogę Ci nie zadać: właściwie, dlaczego Różowa Skrzyneczka? Dlaczego nie Czerwona Skrzyneczka, jak krew menstruacyjna?
Bardzo dobre pytanie (śmiech!). Kiedy Ada na samym początku zastanawiała się nad nazwą fundacji i szukała skrzyneczek, znalazła je w różnych kolorach. Zapytała więc swojego synka, który kolor wybrać. Tadeusz wybrał kolor różowy, a z tym się nie dyskutuje.
Rozmawiała Aleksandra Gersz