Na pewno słyszeliście to nie raz przy rodzinnym stole. Obiad już zjedzony, pijecie kawkę i znienacka pojawia się temat polityki. Jeśli nie głosujecie na duopol PO-PiS, na pewno ktoś zareaguje z politowaniem. “No to stracony głos, brawo”, słyszycie. Dlaczego? Bo tylko dwie największe partie liczą się w walce o zwycięstwo w wyborach. Reszta to w najlepszym razie didaskalia, a w najgorszym – piąta kolumna, która podkrada głosy i uniemożliwia opozycji zwycięstwo. To oczywiście szantaż, który ma nas zmusić do przemyślenia naszych sympatii. I pogłębić polityczną polaryzację.
Polska, niczym pilny uczeń, kopiuje wiele rozwiązań znanych z USA. Niechęć do państwa nawet wśród klasy politycznej, agresywny konserwatyzm, kult indywidualizmu, czy wreszcie nasza własna odpowiedź na Demokratów i Republikanów w postaci KO oraz PiS-u. Sami przedstawiciele tych partii podsycają tę emocję, tworząc niemal manichejską wizję walki dobra ze złem. W zależności od strony konfliktu czeka nas wybór między ciemnogrodem a fajnym państwem lub zostania niemiecką kolonią albo zachowanie swojej podmiotowości.
To oczywiście iluzoryczny wybór. PiS w tej kampanii operuje głównie w sferze symbolicznej. Najlepszym przykładem jest ostatnia afera wizowa, bo z jednej strony prawica kocha szczuć na imigrantów i zbijać łatwy kapitał polityczny, z drugiej zaś prywatyzuje system sprowadzania ekspatów. Z jednej strony chce mieć czyste ręce, z drugiej wie, że potrzebne są ręce innych do pracy, bo inaczej Polskę czekałby kryzys gospodarczy.
To także tworzenie nastrojów pogromowych. Kiedy jednocześnie sprowadzasz obcokrajowców i na nich szczujesz, jesteś odpowiedzialny za wszelkie akty agresji wobec nich. Chociaż zza szyb rządowych limuzyn może to nie być tak widoczne, a politycy Zjednoczonej Prawicy znani są z zerowej empatii wobec każdego, kto nie jest dla nich politycznie korzystny.
Kolejnym przykładem jest edukacja. Reformy kolejnych ministrów były tak dobre, że nawet premier rządu wysyła swoją córkę do prywatnej szkoły. Później minister Czarnek opowie na konferencji, jak to edukacja ma się dobrze, a nauczyciele w publicznych placówkach żyją jak pączki w maśle. Inna sprawa, że na dłuższą metę wytworzy to dwutorowy system szkół dla elit i placówek dla roboli, którzy mają umieć czytać i pisać na tyle, by sprawnie wypełniać dokumentację. W końcu prawica nienawidzi równych szans i jedyne co im się marzy, to zhierarchizowane społeczeństwo, gdzie każdy zna swoje miejsce. O ostatnim spocie z Kaczyńskim nie wspomnę, bo każdy kampanijny ruch z prezesem w roli głównej jest chybiony.
KO z kolei nie ułatwia mi zadania. Zamiast skupiać się konkretnych rozwiązaniach, ciągle słyszymy o tym, że trzeba odsunąć PiS od władzy, dostajemy plakaty z Kaczorem-dyktatorem, a zeloci spod znaku #silnirazem trzęsą przekazem partii. Można pochwalić partię za publikację 100 konkretów, jednak wczytanie się w nie trochę ostudza zapał. Są tam zapisy w najlepszym razie umiarkowane, niektóre zaś brzmią jak próba bycia stanowczym, ale w ostatniej chwili zdecydowanie się rozcieńczyć przekaz, jak w przypadku lekcji religii, które mają być na początku lub końcu zajęć, zamiast całkowicie wyrzucone ze szkół.
Dochodzi również kwestia prawa aborcyjnego. Wstawienie na listy Romana Giertycha, prawicowego troglodyty, miało być w zamyśle genialnym posunięciem opozycji. Tymczasem sondaże KO raczej spadają, a obietnica Tuska o niewpuszczaniu na listy przeciwników liberalizacji prawa aborcyjnego została złamana. Chyba że ktoś kupuje historie o tym, że pan Roman będzie walczył o “prawa kobiet”. Robert Bąkiewicz też zadeklarował, że będzie o nie walczył, co oczywiście oznacza kompletną watę słowną lub prawo do nieposiadania jakiejkolwiek autonomii i decyzyjności.
Spór PO i PiSu nie jest sporem egzystencjalnym, tylko personalnym. Jeśli zajrzymy za zasłonę zdrajców, karakanów i volksdeutschów, ujrzymy ludzi, którzy znali się od kilku dekad, a którzy pokłócili się o partyjne frukta lub posady w spółkach. Giertych nie zmienił poglądów, jego miłość do demokracji to tylko fasada dla personalnych zatargów z Kaczyńskim, z którym zresztą był w koalicji.
Dlatego trzeba głosować w zgodzie ze swoimi poglądami i interesem. Oczywiście problemem polskiej polityki jest to, że oprócz Lewicy, mainstreamowe partie oferują przeróżne odcienie konserwatyzmu i liberalizmu. Trzecia Droga jest nastawiona na drobnych przedsiębiorców i ma chronić prawo do kotleta schabowego (cokolwiek to znaczy).
Konfederacja z kolei oferuje nam dziwny miks skrajnego liberalizmu gospodarczego i ultrakonserwatyzmu obyczajowego. Kiedyś bym powiedział, że są szczerzy w swoim przekazie, ale odkąd stery przejął Sławomir Mentzen, tym bardziej Konfederacja staje się partią spektaklu. Z jednej strony mówi skrajne rzeczy, by za chwilę ukryć je za 50 warstwami ironii. Jest ona czymś w rodzaju błędu młodości, kiedy robimy rzeczy na przekór i tylko po to, by pokazać, że nie płyniemy z prądem.
Mamy jeszcze Lewicę, prawdopodobnie jedyną progresywną partię, która nie kluczy w swoich postulatach. Czy to w kontekście prawa aborcyjnego, małżeństw jednopłciowych, czy udziału wydatków na publiczną służbę zdrowia w PKB wiemy, jakie jest ich stanowisko i że jej politycy faktycznie są za tymi rozwiązaniami, zwłaszcza ci z Razem. Nie pomagają jej jednak mainstreamowe media, dla których jakakolwiek socjalna korekta to bolszewizm, a słabe wyniki KO to wina Lewicy, bo ta nie dała się zwasalizować, kiedy miała taką okazję.
Wiele osób będzie głosowało na KO i PiS z powodu swoich przekonań czy interesu. Nie znaczy to jednak, że powstaje jakaś ogólnonarodowa dyscyplina partyjna, która wyklucza inne partie. Demokracja to pluralizm, nie możemy dać sobie wmówić, że głosujemy nie tak, jak trzeba. Jedyna forma złego głosowania to głosowanie pod przymusem. Inna sprawa, że Polacy interesują się polityką dość powierzchownie i popularność tego duopolu wynika z braku chęci do pogłębienia swojej wiedzy.
Wystarczy wykonać choćby prosty kompas polityczny, by wiedzieć, kto będzie najlepiej reprezentował nasze interesy. Wyedukowane osoby mają szansę na podjęcie lepszej, bo bardziej świadomej decyzji. Nie dajmy więc sobie wmówić, że te wybory to starcie dobra ze złem, a poza PiS i KO nie ma już świata.
Autor: Grzegorz Burtan