top of page

Chęć pełnienia władzy nad kobietami i ich ciałami jest w DNA Kościoła

W nowy ustrój Polki wchodziły ze starą, prawie 40-letnią ustawą aborcyjną, w której zapisano trzy przesłanki dopuszczalności aborcji: gdy ciąża zagraża zdrowiu lub życiu, gdy pochodzi z przestępstwa, ze względu na trudne warunki życiowe.



Za chwilę jednak miały te prawa stracić, bo Kościół katolicki wchodził w tę rzeczywistość z nową siłą. Już podczas negocjacji opozycji z władzami PRL widać było, kto w nowym państwie będzie się liczył bardziej. Duchowni uczestniczyli w tym procesie od samego początku – w pierwszej rozmowie Lecha Wałęsy z Czesławem Kiszczakiem brał udział biskup Jerzy Dąbrowski.


Podczas rokowań w Magdalence obecni byli trzej duchowni i ani jednej kobiety, a przy Okrągłym Stole zasiedli dwaj duchowni katoliccy i jeden ewangelicki. Kobiety przy głównym stoliku były dwie – Anna Przecławska z obozu władzy i Grażyna Staniszewska po stronie “Solidarności”. Dla Staniszewskiej, działaczki od wydarzeń marcowych, dwukrotnie internowanej, wchodzącej w skład krajowego kierownictwa “S”, znalazło się miejsce tylko dlatego, że inny uczestnik zmarł. “Pewnie przy Okrągłym Stole czuł się tylko Kościół” – pisał Marek Beylin na łamach “Gazety Wyborczej”.


Mimo autorytetu, jakim wówczas cieszył się Kościół, poparcie dla prawa do aborcji wciąż było wysokie. Co było widać też w pospolitym ruszeniu referendalnym. Gdy zaraz po transformacji pojawiły się pierwsze przymiarki do zakazu aborcji, Barbara Labuda i Zbigniew Bujak zorganizowali inicjatywę, która zebrała około 1,5 mln podpisów pod wnioskiem o referendum ws. karalności kobiet za przerywanie ciąży, co było jednym z założeń przygotowywanej ustawy.


1,5 mln zebrane ciężką pracą na ulicy, bo przecież nie w internecie i nie przed kościołem, wyrzucono do kosza. Niedługo później w życie wszedł tzw. kompromis aborcyjny (dziś nazywany często zgniłym kompromisem), który umocnił mariaż tronu z ołtarzem i tchnął nowego ducha w dewocenie polskiego społeczeństwa.


Na przestrzeni lat władza – od lewicy do prawicy – uprawiała handel wymienny z Kościołem Katolickim. Tu zakaz aborcji, tam orędownictwo za wejściem do Unii, tu zamrożenie ustawy o związkach partnerskich, tam poparcie biskupa, tu wprowadzenie religii do szkół, tam zaprzestanie publicznych nacisków. Jak ocenia Barbara Labuda, “Kościół przez 30 lat ingerował w każdą możliwą dziedzinę życia prywatnego”. I to niestety również znajdowało odbicie w sondażach, bo poparcie dla prawa do wyboru, którym Kościół interesował się zawsze najbardziej, topniało.


Ta tendencja odwróciła się, gdy władza przeprowadziła zamach na prawa kobiet i rękami Trybunału Konstytucyjnego de facto zakazała aborcji. Tłumy Polek wyszły na ulice i protestowały już nie tylko przed parlamentem czy pałacem prezydenckim, ale też przed kuriami i kościołami. Demonstrujące kobiety wskazały współodpowiedzialnego za to, że Polska oddaliła się od Europy i niebezpiecznie szybko jedzie w kierunku Salwadoru czy Rumunii z czasów dyktatury Nicolae Ceaușescu.


Protesty rozwścieczyły najwyższych kościelnych hierarchów. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Stanisław Gądecki grzmiał, że postulatem Strajku Kobiet jest “prawo do zabijania na zawołanie”. Mówił też o “licznym udziale młodzieży, wulgarnym języku, agresywności i niechęci do Kościoła” protestujących. Arcybiskup podkreślał również, że aborcja to “zbrodnia, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalną i godziwą”.


Wiceprzewodniczący KEP Marek Jędraszewski z kolei twierdził, że kobieta “staje się komnatą dla dziecka”. Apelował do wiernych, by “nie naśladowali modnych lalek, których pełne są teatry, kabarety, kawiarnie, redakcje” i wzywał: “Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek”.


Ostatni Narodowy Spis Powszechny wskazuje, jak przeciwskuteczne jest głoszenie tego typu wezwań i dalsze dokręcanie śruby – Polacy odchodzą od instytucji Kościoła. W ciągu 10 lat liczba osób, które identyfikują się jako wierni Kościoła katolickiego spadła z 87,6 proc. do 71,3 proc. Ponad 7 milionów osób wymknęło się z rąk hierarchom. Wspomniana wcześniej Barbara Labuda jest zdania, że “spętanie ludzi tymi wszystkimi ideologicznymi nakazami” sprawia, że więzy z Kościołem pękają, a gdzieniegdzie już pękły. O zgrozo, przyczółkami tych więzi są świeckie instytucje.


Kiedy na jaw wyszło, że szpital w Nowym Targu, gdzie z powodu odwlekania terminacji ciąży zmarła pani Dorota, jest dumnym posiadaczem relikwii Jana Pawła II, przeprowadziłam szpitalną kwerendę. Okazało się, że w dużej części placówek ochrony zdrowia w Polsce znajdują się szczątki katolickich świętych.


Szpitali z relikwiami jest pewnie więcej, niż udało mi się zliczyć, zakładam, że nie wszystkie chwalą się swoimi zasobami. Są jednak placówki, które o posiadanych relikwiach piszą z większym namaszczeniem od niejednej instytucji religijnej.

Przykładem niech będzie Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, na którego stronach umieszczono absurdalnie długą opowieść o “więzi” szpitala ze św. Janem z Dukli.


Opisano tam, jak dyrektorka placówki zaczytywała się w cudach, których miał dokonać Jan z Dukli, m.in. uleczeniu chłopca z sepsy, która to historia “zrodziła nadzieję na pomoc Świętego w rozwiązywaniu problemów Onkologii Lubelskiej, które wydawały się wówczas niemożliwe do rozwiązania”. Dyrektorka postanowiła więc oddać w opiekę pracowników, pacjentów i przyjaciół szpitala św. Janowi z Dukli, co miało zostać “życzliwie przyjęte przez pracowników oraz przyjaciół Onkologii Lubelskiej”.

Nie wiadomo, jaki stosunek mieli pacjenci, ale społeczność skupiona wokół dyrektorki była zadowolona na tyle, że zaczęła pielgrzymować do grobu świętego. Dalej czytamy o wyjazdach śladami kardynała Stefana Wyszyńskiego, jedzeniu jajecznicy u sióstr Nazaretanek, ofiarowaniu w imieniu pracowników i pacjentów kielicha mszalnego, “szczególnej przychylności Boga i ludzi dla rozwoju szpitala”, a w końcu otrzymaniu relikwii, które “cieszą się wielką czcią dyrekcji, pracowników i pacjentów”.


Trudno wyobrazić sobie bycie pacjentem takiej placówki, kiedy jest się osobą niewierzącą. A nie trzeba wcale tak drastycznego przykładu, bo w absolutnie każdym publicznym szpitalu w Polsce zgodnie z prawem musi znajdować się kaplica, którą oddaje się w urzędowanie katolickiemu duchownemu. Każdy ma prawo, zwłaszcza w trudnym momencie swojego życia, szukać wsparcia. Problem zaczyna się wówczas, gdy efektem ubocznym obecności księdza czy relikwii jest odmowa wykonywania świadczeń zdrowotnych. I dziwnym trafem zwykle chodzi o świadczenia, których potrzebują kobiety.


Kościołowi oddano w urzędowanie także szkoły. Państwo nie tylko wydaje ogromne sumy na nauczanie religii, ale też pozwala na to, by za te pieniądze dzieci indoktrynować. W minionych dekadach to właśnie na religii urządzano projekcje drastycznie przekłamanego filmu “Niemy krzyk”, który miał wyryć w dziecięcych głowach, że aborcja to zbrodnia, a maleńki płód płacze z bólu.



A to tylko wierzchołek góry lodowej. Zanim rodzice zdecydują, co chcą przekazać swoim dzieciom, te mogą usłyszeć od księży, zakonnic i katechetów, że – to przykłady rzeczywiste – antykoncepcja to grzech, żona ma być uległa wobec męża, a do gwałtu dochodzi, bo Bóg chce, by na świat przyszło dziecko, a kobieta się buntuje. Konsekwencje takiego “nauczania” poniosą wszystkie dzieci, ale w oczywisty sposób dla dziewczynek mogą być nieporównywalnie większe.


Minie jeszcze wiele lat, zanim osłabną głęboko zakorzenione wpływy Kościoła, choćby na tych trzech najważniejszych odcinkach – władzy, zdrowia i edukacji. Tej zmiany rzecz jasna nie dokonają hierarchowie – nawet odpływ wiernych nie powstrzyma ich przed piętnowaniem kobiet “niepłodnych lub mordujących nowe życie”. Chęć pełnienia władzy nad kobietami i ich ciałami jest w DNA tej instytucji. Ale tak jak budowanie dziesiątków pomników Jana Pawła II doprowadziło do jego ośmieszania kolejnymi karykaturalnymi przedstawieniami, tak dociskanie Polek butem musiało poskutkować tym, że w końcu chcą się spod tego buta wyrwać.



Tekst: Wiktoria Beczek

Zdjęcie: Unsplash/Zuza Gałczyńska


コメント


DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page