"Dużo rozmów odbyłem z moim chłopakiem Sławkiem, który jest też współfundatorem Fundacji Basta. Wspólnie szukaliśmy najlepszych sposobów na działania i czytając kłamliwe raporty z Polski, z których wynika, że u nas nie ma mowy nienawiści, a nasz kraj jest krainą miodem i mlekiem płynącą, zauważyliśmy, że jednym z głównych problemów jest brak statystyk" – mówi aktywista Bart Staszewski w rozmowie z Do:łącz.
Alicja Cembrowska: Wiele aktywistek i aktywistów na pytanie: “jak to się stało, że zajmujesz się aktywizmem?”, odpowiada: "od zawsze to czułam/czułem, to było we mnie”. Jak było w twoim przypadku? O twojej drodze zdecydowało jakieś przełomowe wydarzenie? Bart Staszewski: Wiele lat temu, kiedy stowarzyszenie “Miłość nie wyklucza” [jako grupa nieformalna powstała w Warszawie w 2009 roku – przyp. red.], nie było jeszcze stowarzyszeniem, dużo myślałem o tym, co mi się w ruchu LGBT nie podoba. Przede wszystkim w organizacjach. Zastanawiałem się, co mogłyby robić lepiej. W takich sytuacjach, jakimś swoim naturalnym odruchem, zawsze dochodzę do myśli: “dobra, Bart, to zrób to, idź, sprawdź”.
Momentem przełomowym była kampania o rodzinach LGBT – chodziło o rodziców wychowujących dzieci, które są LGBT. Pamiętam, że na ulicach Warszawy pojawiły się billboardy, to było około 2010 roku. Myślałem, że stworzyła je organizacja “Miłość nie wyklucza”, co było pomyłką, bo odpowiadała za tę kampanię KPH, ale poszedłem wtedy do nich, myśląc, że mają jakiś sejf z pieniędzmi i tylko czekają na pomysły.
Zderzenie ze ścianą? Oj tak, rzeczywistość była zupełnie inna. Jak każda organizacja, “Miłość nie wyklucza” borykała się wtedy z niedoborem wszystkiego – i zasobów ludzkich, i finansowych. Wtedy to nawet nie było jeszcze stowarzyszenie, więc po prostu zacząłem robić to, co umiem najlepiej, czyli zdjęcia. Robiłem również tak zwane “wietrzenie banera” – żądaliśmy związków partnerskich, więc wychodziliśmy z banerem i chodziliśmy z nim po ulicach. Robiliśmy zdjęcia z tego chodzenia, nieraz siadaliśmy pod Sejmem i czekaliśmy, aż podejdą do nas posłanki i posłowie, żeby porozmawiać.
Wcześniej, jako dziecko i nastolatek, miałeś już takie poczucie niezgody na to, jak ten świat funkcjonuje? Zawsze czułem, że mam swoje zdanie i chce je wysłowić, że mam potrzebę, żeby mieć to zdanie – na temat LGBT, Kościoła, polityki. I gotowało się we mnie, ale było to tylko takie gadanie. Gadałem, ale nic z tym nie robiłem. Niestety wielu ludzi tak ma. Każdy ma teraz opinię na każdy temat, wkurzamy się na to, jak funkcjonuje ten świat, ale ilu z nas realnie podejmuje jakieś działania? Niewiele osób się poczuwa, że trzeba partycypować w tym, co uważają za słuszne. I ja wtedy byłem mocno zakotwiczony w myśleniu, że wszystko jest złe, a powinno wyglądać inaczej.
Poczucie, że można inaczej pojawiło się we mnie po coming oucie – miałem 18 lat i powiedział o swojej orientacji mojej mamie. Zrozumiałem, że da się żyć inaczej, że nie trzeba w sobie tego wszystkiego dusić, że oczywiście można mieć mnóstwo przemyśleń, ale można też pewne myśli realizować. Myślę, że wtedy, gdzieś tam z boku, mógł zakiełkować aktywizm. Dostrzegłem fajną kampanię fotograficzną i dotarło do mnie, że przecież ja też mógłbym takie zdjęcia zrobić. Zidentyfikowałem w sobie kolejne talenty. Pomyślałem, że mogę partycypować w tematach, które mnie poruszają, a nie tylko być komentatorem rzeczywistości.
Te doświadczenia doprowadziły cię do tego, że założyłeś swoją fundację? Wiele, wiele lat później – tak, ale po drodze jeszcze było kilka punktów. Na przykład “Artykuł osiemnasty” [pełnometrażowy film dokumentalny w reżyserii Barta Staszewskiego z 2017 r. na temat stanu debaty publicznej w kwestii praw osób LGBT w Polsce – przyp.red.]. Mocno mierzyłem się z pytaniem, w jakiej formie realizować swój aktywizm. Robiłem zdjęcia, ale przestało mi to wystarczać, nie byłem zadowolony, chciałem robić więcej.
Oczywiście to, co robiłem, było ważne, ale pomyślałem, że chcę zrealizować kolejne marzenie i zrobić film. Podzieliłem się tym pomysłem, licząc, że może stowarzyszenie jakoś mnie w tym wesprze i wtedy pojawiło się “to Bartek zrób”. Zebraliśmy ekipę, która nigdy filmu dokumentalnego nie robiła, to była wspaniała przygoda, ale to “Bartek zrób” było dla mnie takim momentem “przestań chrzanić i wykonaj jakiś ruch”. To trochę jak na terapii, gdy terapeutka, kiedy kolejny raz mówimy o tym samym problemie, odpowiada: “to zmień tę rzeczywistość”. Wtedy to we mnie kliknęło.
I rzeczywiście ten film zrobiliśmy. Zobaczyłem, że formami, jakimi są foto i wideo, można ludzi zainspirować, zachęcić do pewnych rzeczy. Można sprzedać im pigułkę wiedzy w godzinę, zamiast tłumaczyć i próbować do nich dotrzeć samymi słowami, co nie zawsze jest łatwe. Premiera filmu była w 2017 roku, czyli to okres, gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, zaczęła się ciężko praca u podstaw na różnych frontach. Czułem, że to nie jest mój vibe, żeby tak sobie cegiełka po cegiełce budować rzeczywistość, mam trochę inny sposób bycia i działania, inne rodzaje akcji mnie kręcą. Wtedy też zacząłem pracę z takimi organizacjami jak Greenpeace. Wiedziałem, że w obywatelskim nieposłuszeństwie jest coś fajnego, co mogę wykorzystać do swoich działań.
A z drugiej strony – nie wiedziałem, co ja mam w takim momencie robić. Rzeczywistość powoli pchała mnie do tego momentu, w którym jestem dzisiaj. Czyli już wiem, że media mają poza rolą edukacyjną również rolę destrukcyjną. Po wielu atakach na mnie pomyślałem, że fajnie byłoby po prostu monitorować ten hejt. Dwa lata temu za sprawą Unii Europejskiej pojawiła się nowelizacja prawa i nikt za bardzo nie zanotował, że w Polsce homofobiczna mowa nienawiści w telewizji i w radiu jest zabroniona. Nikt się tym za bardzo nie przejmuje. Postanowiłem, że jako Basta będziemy pierwszymi, którzy zaczną coś z tym robić. Zaczniemy to monitorować, raportować i wysyłać skargi na każdą audycję.
Są momenty, że faktycznie – dużo jest ciebie w mediach. To chyba też ciężka praca, bo nie masz wpływu na treści, które pojawiają się na twój temat. I ich wydźwięk. A on jest bardzo różny. To jest trudne. Każdy aktywista i aktywistka musi znaleźć sposób, żeby z jednej strony być w tych mediach, a z drugiej, żeby nie stać się tylko klikalnym, dziwnym tematem, o którym się wspomina, gdy zrobi coś “kontrowersyjnego”. To problem wszystkich aktywistów i aktywistek, którzy próbują przebić się do głównego nurtu. Nas się nie zaprasza do telewizji, żeby komentować ekspercko tematy, bo nie identyfikuje się nas jako ekspertów. Kiedyś dostałem taki feedback z telewizji TVN, że do wielu tematów politycznych nie zaproszą kogoś, kto nie jest politykiem. To jest problem. Musimy zatem zbudować pewien potencjał, jakoś zdobyć ten mikrofon czy megafon, żeby nasz przekaz dotarł do innych.
Dla mnie takim megafonem był Andrzej Duda, kiedy się z nim spotkałem w kampanii wyborczej. Nie po to, żeby zmienić jego poglądy, bo wiedziałem, że to jest niemożliwe, ale po to, żeby do szerszej publiczności dotarł sygnał na temat tego, jak my, osoby LGBT się czujemy i to, że wśród osób LGBT jest mnóstwo dzieci i młodzieży, która popełnia samobójstwa i ma myśli samobójcze w związku z mową nienawiści.
Podkreślę jednak, że jestem apartyjny i to od zawsze była moja domena – każdą partię traktuję równo. Krytyka Prawa i Sprawiedliwości wybrzmiewa jednak bardziej w związku z tym, że jest u władzy. Jednak nie mam też wielu sympatyków ze strony lewicy i liberałów. Uważam, że aktywiści nie są od tego, żeby bić brawo politykom, tylko od tego, żeby ich sprowadzać na ziemię. Dlatego różne strony mają mi coś za złe, ale z drugiej strony mam większą wolność i pole do działania.
I jednym z tych działań obecnie jest monitorowanie mediów ze względu na mowę nienawiści. Kilka osób pytało mnie: po co, dlaczego? Słyszałem, że to nie ma sensu. Jednak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która ma nadzorować media, jest upolityczniona do cna. Osoby u władzy nie podejmą żadnej decyzji na niekorzyść mediów, które w jakiejś części realizują określoną politycznie linię programową. Po latach moich doświadczeń doszedłem do tego, że jeżeli sami nie stworzymy przestrzeni do raportowania złych praktyk, to później żadna władza, żaden polityk nie podejmie decyzji o na przykład zmianie przepisów dotyczących mowy nienawiści czy o wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych.
Jeżeli nie pokażemy, że są konkretne statystyki, nie ujawnimy, że w Polsce jest problem z mową nienawiści, to nikt nie podejmie żadnego działania. Zwłaszcza liberałowie są na punkcie numerków i cyferek przeczuleni. Jeżeli zatem będziemy w stanie wykazać, że w naszym kraju jest tyle i tyle audycji i przekazów, które naruszają ustawę, które są wprost nienawistne, homofobiczne, przesiąknięte złem do cna, to w przyszłości będzie to bardzo, bardzo mocny argument. Będziemy mieć konkretne dane, dowody, raporty, żeby pokazać kolejnej władzy naruszenia, do których dochodziło, a którymi nie interesowała się poprzednia władza.
Jeżeli zmienią się rządy, wahadło pójdzie w drugą stronę, a my musimy spowodować, że w polskim społeczeństwie i przestrzeni publicznej nie będzie miejsca na obraźliwe i krzywdzące słowa, bo z nimi wiążą się tragedie konkretnych osób i kolejne konsekwencje – nasze depresje, nasze samobójstwa, nasze konflikty z rodzicami, którzy słuchają takich przekazów, a potem wyrzucają nas z domów.
Dlatego wszystkich zapraszałem i zapraszam do tego, żeby nie ignorowali tego, co się dzieje w telewizji i w radiu, bo najgorszą rzeczą jest właśnie bierne pozostawienie tego tematu. Na stronie fundacjabasta.pl jednym kliknięciem można zgłosić materiał, który automatycznie jako skarga zostanie wysłany do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. I będzie odnotowany w statystykach z tej instytucji.
Bardzo ułatwiacie ludziom ten proces. Nie każdemu chce się samodzielne pisać skargi, szukać adresów, pod które je wysłać, kompletować dokumentów... Tak, udało nam się wymyślić system, który jest zgodny z polskim prawem i wypełnia wszystkie funkcje skargi – dla pewności pytałem KRRiTV o dane na temat skarg z poprzednich miesięcy i wszystko się zgadzało, z tym, co zostało do tej instytucji przesłane. Mało tego, Krajowa Rada ma obowiązek każdą z tych spraw rozpatrzeć indywidualnie, więc musimy dostać odpowiedź. Na jeden materiał, który bardzo ohydnie atakował organizatorów Marszu Równości w Zielonej Górze, zostało złożonych ponad 2000 skarg. Spodziewam się, że raczej zostaną rozpatrzone na naszą niekorzyść, ale jednak – ten sprzeciw będzie odnotowany, więc to już jest nasz sukces.
Kolejny to, że jednak coraz więcej osób czuje potrzebę, żeby zareagować, wyrazić niezgodę na takie przekazy. To też kształtuje społeczną odpowiedzialność. I sprawczość. Wielu z nas nie wierzy, że może mieć wpływ na tak duże sprawy. My, jako Basta, poszliśmy jeszcze o krok dalej i z poczucia bezsilności zgłosiliśmy się do Komisji Europejskiej – tam złożyliśmy skargę, widząc, że polska Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nic nie robi. Wykorzystujemy wszystkie możliwe sposoby w Polsce, żeby reagować, ale jak to nie działa, idziemy jeszcze wyżej.
Byliście pierwszymi, którzy złożyli taką skargę do Komisji? Tak, nikt tego jeszcze nie robił w tym zakresie. Teoretycznie możemy się tym pochwalić, chociaż przychodzi mi to z trudem, bo zazwyczaj i jako aktywista, i jako fundacja próbujemy innych metod, niż tak rozłożonych w czasie. Wiem, że ewentualne orzeczenie Trybunału może przyjść nawet za kilka lat, ale z drugiej strony poczuliśmy, że było to konieczne. To taka mała cegiełka wielkiego domu, którego fundamentem ma być równość. To wszystko musi się dziać, te większe i mniejsze działania. Skargi, petycje, apele. One mają olbrzymią moc, pomimo tego, że efekty nie są zauważalne od razu.
W ten proces wpisuje się też stopniowa zmiana mentalności, bo przecież szaleństwem byłoby wierzyć, że nagle obudzimy się w społeczeństwie wolnym od nienawiści i uprzedzeń. Absolutnie się z tym zgadzam. Dużo rozmów odbyłem z moim chłopakiem Sławkiem, który jest też współfundatorem Fundacji Basta. Wspólnie szukaliśmy najlepszych sposobów na działania i czytając kłamliwe raporty z Polski, z których wynika, że u nas nie ma mowy nienawiści, a nasz kraj jest krainą miodem i mlekiem płynącą, zauważyliśmy, że jednym z głównych problemów jest brak statystyk.
Nie mamy potwierdzeń na piśmie, że do pewnych sytuacji dochodzi, więc ministerstwa z dumą przekazują, że na tle Europy to u nas notuje się najmniejszy odsetek zachowań, które są mową nienawiści i niemal nie ma ataków na tle homofobicznym. A to wynika tylko z tego, że takie sprawy nie są raportowane, nie ma edukacji, żeby na policję zgłaszać takie incydenty.
To tak, jak kiedyś można było uznawać, że w Polsce nie ma przemocy domowej i gwałtów małżeńskich – ofiary nie zgłaszały się po pomoc, więc według danych problem nie istniał... To jest dokładnie ten sam efekt. Kiedy ludzie nie wiedzą, że mogą skorzystać z jakiejś możliwości, to milczą, próbują jakoś sobie radzić. Dlatego maksymalnie uprościliśmy mechanizm składania skargi. Wystarczy podać podstawowe dane. Pamiętam, jak kilka lat temu była akcja Pajacyk – wtedy wszyscy klikaliśmy w brzuszek pajacyka, żeby przekazać pieniądze na posiłki dla dzieci. Teraz mamy inny cel, ale również jednym kliknięciem możemy dołożyć cegiełkę do walki o równość.
Jakie dalsze działania planujecie jako Fundacja Basta? Na razie jeszcze nie wyszedłem z zadziwienia, że mamy takie możliwości i narzędzia i że w tym zakresie do tej pory nikt za bardzo nie robił tego, co my. Albo robił w ramach grantu, projektu “od – do” lub wycinkowo, gdy potrzebne były dane do raportu lub innych działań. U nas są to działania główne i zasadnicze. Robimy to 365 dni w roku, 24/7. Korzystamy z narzędzia, które za pomocą słów kluczowych zbiera materiały, my każdy analizujemy i sprawdzamy.
W świecie idealnym chciałbym, żeby to było działanie jeszcze szersze i z udziałem państwa – i to jest możliwe w przyszłości. Tym bardziej że takim samym narzędziem dysponuje ministerstwo sprawiedliwości – Fundusz Sprawiedliwości równie dobrze mógłby służyć do monitorowania mowy nienawiści. Moglibyśmy współdziałać w tym obszarze. Wtedy na pewno byłaby szansa, żebyśmy zatrudniali dodatkowe osoby i działali na jeszcze szerszą skalę, chociaż te plany są strasznie smutne – my w ogóle nie powinniśmy mieć pracy, takie nienawiste zjawiska nie powinny istnieć.
Kolejną sprawą wymagającą uregulowania jest prasa, która wymyka się przepisom ustawy o radiofonii i telewizji. De facto w żadnej sferze życia publicznego w Polsce nie powinno być mowy nienawiści. I to jest nasz główny postulat – poza tym, że monitorujemy, chcemy nowelizacji prawa karnego. Chyba jesteśmy jedyną organizacją, która jako wiodący cel stawia taką ustawę – one już oczywiście pojawiały się w historii naszego kraju, ale były na różnych etapach odrzucane. A nie doczekamy się związków partnerskich i małżeństw, jeżeli teraz pozwalamy na ohydne wypowiedzi polityków, na szczucie i obrażanie. Najpierw musimy wyczyścić media i stworzyć przestrzeń do edukacji, poznawania się, pokazywania, że ta sąsiadka LGBT to nie jest jakiś demon i potwór.
Taktyka małych kroków? Tak, chyba po tylu latach aktywizmu jestem na takim etapie, że wiem, że jedna rzecz to jest mój aktywizm ad hoc – czasami coś skomentuję, zrobię, zadziałam – ale każda organizacja czy osoba ma swój jeden temat, coś unikalnego, poletko do zaopiekowania. Ja znalazłem wycinek dla siebie i doskonale się z tym czuję. Cieszę się też, że mogę pokazywać ludziom, że każdy z nas ma sprawczość, bo przecież mamy swój udział w tym, że Jakimowicz zniknął z Telewizji Polskiej, a jeden z materiałów Radio Maryja, w którym wystąpił wiceminister Marcin Romanowski, został usunięty. Wystraszyli się, że możemy wygrać. I ten strach jest słuszny, bo przepisy są po naszej stronie.
Takie przykłady pokazują ludziom, że warto działać. Tak, dlatego się nie zatrzymujemy. Fundację Basta założyliśmy w marcu 2022 roku i wydaje mi się, że już dużo udało nam się osiągnąć. A nadal mamy nowe pomysły, w jaki sposób wywierać presję na TVP, żeby zmieniła sposób mówienia o osobach LGBT. Cały czas się rozwijamy, konsultujemy z prawnikami różne ścieżki i możliwości. Mamy duże wsparcie darczyńców i darczynek. Liczymy, że uda nam się całkowicie uniezależnić od grantów i zapewnić ciągłość działania na przyszłość. Dziękuję każdej osobie, która nas wspiera.