top of page

Świeckie państwo? Może kiedyś

Postulat rozdziału kościoła od państwa to w obecnym klimacie politycznym pobożne życzenie. Nie chodzi tylko o zblatowanie tronu z ołtarzem, liczne przywileje hierarchów czy tradycje, które wpychają kolejne pokolenia do mniej lub bardziej chętnego partycypowania w wierze. Pozycja kościoła katolickiego w Polsce, choć maleje ostatnimi laty, jest dalej potężna. I długo się to nie zmieni, jednak inicjatywy domagające się prawdziwie świeckiego państwa i liberalizacji niektórych praw dają nadzieję na kolejne dekady.


Seminaria zamykające się z braku chętnych. Licealiści masowo wypisujący się z lekcji religii. Poradniki, jak skutecznie dokonać apostazji. Spadek zawieranych małżeństw przy jednoczesnym wyrównaniu liczby ślubów cywilnych i wyznaniowych. Widząc te informacje, można odnieść wrażenie, że tempo laicyzacji w Polsce przyspiesza z roku na rok, a koniec tej dekady zakończymy symbolicznie, wypowiadając umowę konkordatową. Tyle że to przekłamany obraz.


Aborcyjny koszmar

Czarne protesty z 2016 i 2020 roku skutecznie zniechęciły część społeczeństwa do Kościoła Katolickiego. Pomogły też ostatecznie skompromitować “kompromis aborcyjny” z lat 90., który był tak naprawdę paktem między klerem a politykami, przyjęty nad głowami kobiet i mający zaspokoić hegemoniczne zapędy biskupów. Temat liberalizacji prawa aborcyjnego wszedł do mainstreamu, sondaże wskazywały wzrost poparcia dla tego postulatu.


Tymczasem mamy 2023 rok, a w szpitalach umierają kobiety, bo lekarze nie chcą mieć kłopotów z prawem. Ciągle można nie dostać pigułki dzień po, bo osoba, która obsługuje nas w aptece, powoła się na klauzulę sumienia. Radio Maryja, sojusznik rządu, krytykuje bezpłatną szczepionkę na HPV i poleca abstynencję seksualną, najlepiej do ślubu. Lekarze, którzy wykonują legalne aborcje, są zastraszani przez pro-liferów, a rządzący i izby lekarskie milczą.


Płodobusy jeżdżące po ulicach miast to element zdrowej debaty publicznej, a próby ich blokowania są odbierane jako atak bezmyślnej agresji. Pod kościołami z kolei zbierane są podpisy pod inicjatywami ustawodawczymi, jak całkowity zakaz aborcji bądź “propagandy LGBT”, która skutecznie wypchnęłaby na margines życia publicznego każdą osobę, która nie mieści się w sztywnym garniturze heteronormy.


Sytuacja z dostępem do bezpiecznej aborcji wydaje się robić coraz bardziej dramatyczna. Może rzeczywiście najciemniej jest przed świtem, ale kiedy właściwie miałby on nadejść? Październikowe wybory to dla wielu jutrzenka nadziei, bo wtedy można obalić PiS i zacząć pracę nad tym, by to jednak kobiety decydowały same o sobie. I znowu muszę wcielić się w rolę pana marudy, niszczyciela dobrej zabawy.


Politycy w służbie kościoła

W politycznym głównym nurcie tylko Lewica, zwłaszcza partia Razem, jasno mówi o konieczności oddzielenia kościoła od państwa, renegocjacji konkordatu, czy wyprowadzeniu lekcji religii ze szkół. Jest w tym o tyle wiarygodna, że postulat ten podnosiła od początku swojego istnienia.


Problem w tym, że mówimy o partii, która w sondażach zniżkuje i dla której wynik 10 proc. w wyborach będzie sukcesem. Pozostałe ugrupowania nie są takie skore do brania na sztandar laicyzacji życia publicznego. Głównie przez to, że dyskurs w Polsce jest przesunięty w prawo tak bardzo, że głos na temat zbyt bliskich relacji tronu z ołtarzem to z automatu bolszewizm i stawanie tam, gdzie stoją mordercy księdza Popiełuszki.


KO, słowami Donalda Tuska, ma po wyborach zająć się Funduszem Kościelnym i lekcjami religii, problem w tym, że ta partia w kwestiach obyczajowych nie jest wiarygodna. Kiedy rządziła, wolała nie drażnić Kościoła, któremu sama chętnie sypała dotacje. Konserwatywne skrzydło PO pilnowało, by takie tematy jak związki partnerskie czy ułatwienie urzędowego uzgodnienia płci uwalać.


Teraz największa partia opozycyjna jest odświeżona, odwołuje się do gniewu kobiet, przechwyciła pewne postulaty, które kiedyś ignorowała lub uważała, że “to trzeba usiąść na spokojnie”. Gdyby jakimś cudem KO wygrało wybory i mogło rządzić w koalicji, to nie zdziwię się, jak tematy obyczajowe, wykorzystane do zwycięstwa, znowu staną się gorącym kartoflem, którego nikt nie będzie chciał ruszyć, żeby nie robić sobie wrogów na ambonie albo w obozie rządzącym.

Skoro o koalicjach mowa – Trzecia Droga prędzej rozdzieli atom w pierwszej polskiej elektrowni atomowej niż państwo od kościoła. Szymon Hołownia miał pewne plany dotyczące ułożenia nowych stosunków tronu i ołtarza, jednak połączenie z ludowcami skutecznie wybiło mu z głowy ten postulat. Mówimy zresztą o najgorszym przykładzie fajnokatolika, który dużo mówi o dialogu, ale i tak nie wyjdzie poza szereg, utwardzając status quo.


PSL to parta oportunistyczna i zachowawcza, która broni prawa Polaków do niedzielnego schabowego, chociaż nie widziałem, by sklepy zastępowały działy mięsne działami z robakami. Władysław Kosiniak-Kamysz dał się również poznać jako zwolennik klauzuli sumienia, więc to kolejny polityczny twór, dla którego świeckie państwo nie jest jakimś szczególnym priorytetem.


Konfederacja to najbardziej oczywista sprawa. Dość wspomnieć, że Krzysztof Bosak, Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun są sygnatariuszami konfederacji gietrzwałdzkiej, której pierwszy akapit brzmi następująco:


My, niżej podpisani, deklarujący przynależność do Narodu Polskiego Cywilizacji Łacińskiej – przywiązani do wolności i poczuwający się do obowiązków wynikających z przyjęcia katolickich zasad leżących u podstaw tej cywilizacji – niniejszym zgodnie wyrażamy szczerą wolę poddania naszego życia prywatnego i publicznego panowaniu Chrystusa Króla Polski oraz opiece Jego Najświętszej Matki, Królowej Korony Polskiej**. Przy czym Ich władzę nad sobą pojmujemy całkowicie realnie, bynajmniej nie tylko symbolicznie.


Zjednoczona Prawica z kolei prześciga się w tym, kto bardziej adoruje kościół i ich hierarchów. Ziobryści procedują ustawę “w obronie chrześcijan”, która skutecznie zamrozi jakąkolwiek krytykę kościoła, bo została skonstruowana w ten sposób, by wszystkie krytyczne wypowiedzi podciągnąć pod czyny karalne. Ministerstwo Edukacji dzielnie walczy z edukacją seksualną, a rządowy program in vitro był jednym z pierwszych uwalonych przez PiS po objęciu władzy w 2015 r. Samorządy tworzą własne, ale w bólach, bo działacze partii rządzącej z uporem maniaka forsują naprotechnologię, czyli nieco bardziej wymyślną formę kalendarzyka małżeńskiego. Rodzi się znacznie mniej dzieci z tego powodu, kościół jednak jest zadowolony, a to najważniejsze.


O związkach PiS i kościoła można pisać książki, dlatego zakończę na tym, że w zeszłym roku do wspomnianego wcześniej funduszu kościelnego trafiło ponad 200 mln zł. To rekord, w ciągu dekady wydatki na niego wzrosły dwukrotnie. Środki pokryją składki duchownych. Mogą z niego korzystać wszystkie zarejestrowane kościoły w Polsce, ale ani rząd, ani ZUS nie wiedzą, gdzie te pieniądze dokładnie trafiają.


Nie sposób uciec też od aspektu klasowego tej sytuacji. Mieszkańcy Wilanowa poradzą sobie z niechcianą ciąża przez krótki urlop za granicą, a edukacja seksualna to w sumie kwestia korepetycji lub odpowiednio postępowej szkoły prywatnej. Tylko to rozwiązanie dla garstki osób, bo mieszkańcy podkarpackiego lub podlaskiego są w gorszej pozycji startowej, bo nie mogą sobie wykupić niezależności.


W takich sytuacja pozostaje oddolna samoorganizacja i samopomoc. W końcu wiemy doskonale, że kiedy prawo mnie nie chroni…


Presja martwych krewnych

Kolejnym elementem tej układanki jest patriarchalne i hierarchiczne wychowanie, któremu Polacy poddawani są od pokoleń. Nawet najwięksi zwolennicy KOD, ci słynni fajnopolacy, pod płaszczykiem niechęci do "Ciemnogrodu", wdrukowane mają pewne schematy, od których nie potrafią się już uwolnić. Nie ma sensu się temu dziwić – jeśli jest się urabianym przez kilka dekad, to dekonstrukcja tych schematów myślenia może okazać się niemożliwa.


Dlatego często można usłyszeć narzekanie na rozpasanie biskupów, ale kolędę trzeba przyjąć, bo "z księdzem trzeba dobrze żyć". Ludzie dalej chrzczą dzieci, bo chcą mieć spokój z rodziną, która nie wyobraża sobie, by tego nie zrobić. Nie szkodzi, że młodzi są obojętni na kwestie wiary, tradycja to tradycja. Można żyć bez ślubu, uprawiać seks przed ślubem, nawet mieć dziecko, ale i tak domyślnym ślubem jest ślub kościelny. A że nie żyje się w zgodzie z wiarą? Dajcie spokój, trzeba być człowiekiem! Poza tym babcia by tego chciała, a szantaż emocjonalny to zawsze najszybszy sposób, by wyegzekwować posłuszeństwo od swojego, dorosłego nawet, dziecka.


Ten religijny oportunizm jest ciągle obecny. Pojawiają się reportaże o ślubach humanistycznych czy spontanicznych wizytach w urzędzie ludzi, którzy pobierają się bez całego oczekiwanego ceremoniału. To temat, bo są to tak wyraźne odstępstwa od normy, że warto je odnotować. Tradycja, którą ktoś nazwał żartobliwie presją ze strony martwych ludzi, jest w Polsce nierozerwalnie związana z katolicyzmem. A ten katolicyzm jest hierarchiczny, nie lubi pytań i drążenia, a niesprawiedliwość jest dla niego lepsza od nieporządku.


W Polsce wpływy kościoła są olbrzymie. Nie mam na myśli ilości ziem czy kształtowania polityki. On kształtuje naszą moralność i wyobraźnię. Przede wszystkim swoich przeciwników, którzy są przez kościół poniekąd tworzeni – czy to przez skandale pedofilskie, seanse grozy spod znaku "Niemego krzyku", bądź ogólną niezgodę na to, by życie toczyło się wokół jedynej słusznej wizji świata. Większość ludzi nie kontestuje roli kościoła, jest to dla nich tak naturalne, jak to, że woda jest mokra. A nie powinno – każda organizacja, która ma takie wpływy, że tworzy de facto państwo w państwie, musi być dokładnie obserwowana.


Wskaźnik dominicantes, czyli odsetek uczestniczących w niedzielnej mszy świętej w stosunku do ogółu wiernych, w 2021 r. wyniósł 28,3 proc. To najgorszy wynik, odkąd prowadzi się te statystyki. Pandemia koronawirusa miała w tym swój udział, ale to kontynuacja spadkowego trendu sprzed lat.


Skoro zatem świątynie pustoszeją, to dlaczego kościół zgarnia dla siebie coraz więcej? Bo hierarchowie czują wiatr zmian, ale nie będzie żadnej rewolucji, tylko powolne osuwanie. W tym czasie zabezpieczą swoje interesy, pałace biskupie i przywileje.


Społeczeństwo coraz bardziej podważa pozycję kościoła. Rozjeżdża się z władzą, która kurczowo trzyma się ornatu i nie przyjmuje do wiadomości, że ludzie mogą sobie układać życie bez konieczności pytania księdza o zgodę.


Wspomniana wcześniej samopomoc i samoorganizacja to zarówno spontaniczne akcje i protesty, ale i skoordynowane, długofalowe działania w ramach Strajku Kobiet czy Kongresu Świeckości, które stale drążą ten temat. Milczenie to w tym przypadku ciche przyzwolenie na niezdrową symbiozę polityków i kleru, dlatego wprowadzanie tych postulatów jest tak istotnie. Chociaż ogarnia mnie pusty śmiech, gdy pomyślę, że pozornie oczywisty temat świeckości państwa to w 2023 r. tak istotny społecznie temat.


Dopóki nie zostaną podjęte konkretne polityczne kroki, w postaci choćby renegocjacji konkordatu, pozostaje jedynie nadzieja na laickie państwo. Tylko tyle i aż tyle.


Autor:

Grzegorz Burtan – zazwyczaj piszę o grach, ale tematy społeczne są mi nieobce. Dziennikarstwo i publicystyka to całe moje życie, kiedy nie piszę zawodowo (m.in. Rzeczpospolita, Parkiet, CD-Action, Wirtualna Polska), piszę do szuflady. Prywatnie żonaty, koci tata, fan black metalu i entuzjasta jazdy na rowerze


DO:ŁĄCZ DO NEWSLETTERA!

bottom of page